Lódz nasza plynie ociezale,
Slonce przyswieca cudnie;
Trudno sterowac w tym upale,
Wioslowac jeszcze trudniej;
Niosa nas wiec lagodne fale
W zlociste popoludnie.
Niestety. Wlasnie w owym czasie,
Gdy czlowiek by sie zdrzemnal,
Dziewczynki chca, bym mówil basnie
I cisze macil senna.
Lecz trudno. Na cóz opór zda sie?
I tak wygraja ze mna.
Ta pierwsza strasznie jest surowa
I kaze zaczac zaraz.
Ta druga wazna chce osoba,
Bym cos o czarach znalazl.
Trzecia przerywa mi wpól slowa,
Chce wiedziec wszystko naraz.
I nagle cisza. W wyobrazni
Swiat slów mych staje zywy;
Dziewczeta sa w krainie basni,
Juz ich nie dziwia dziwy
I moze swiat basniowy jasniej
Im swieci niz prawdziwy.
A gdy opowiesc ma ospale
Gdzies sie zatrzyma czasem,
Mówie zmeczony: - Dobrze, ale
Reszta nastepnym razem.
Tak powstala ta opowiesc
Przedziwna i necaca;
Slowo rodzilo sie po slowie,
Az basn dobiegla konca.
Plyniemy razno ku domowi
Juz po zachodzie slonca.
Alicjo! Wez te bajke w dlonie,
A potem zlóz ja lekko
W twoich dzieciecych snów ustronie
I otocz ja opieka -
Tak pielgrzym zwiedle kwiaty chroni
Zerwane gdzies daleko.
Alicja miala juz dosc siedzenia na lawce obok siostry i próznowania. Raz czy dwa razy zerknela do ksiazki, która czytala siostra. Niestety, w ksiazce nie bylo obrazków ani rozmów. „A cóz jest warta ksiazka - pomyslala Alicja - w której nie ma rozmów ani obrazków?”
Alicja rozmyslala wlasnie - a raczej starala sie rozmyslac, poniewaz upal czynil ja bardzo senna i niemrawa - czy warto meczyc sie przy zrywaniu stokrotek po to, aby uwic z nich wianek. Nagle tuz obok niej przebiegl Bialy Królik o rózowych slepkach.
Wlasciwie nie bylo w tym nic nadzwyczajnego. Alicja nie dziwila sie nawet zbytnio slyszac, jak Królik szeptal do siebie: „O rety, o rety, na pewno sie spóznie”. Dopiero kiedy Królik wyjal z kieszonki od kamizelki zegarek, spojrzal nan i puscil sie pedem w dalsza droge, Alicja zerwala sie na równe nogi. Przyszlo jej bowiem na mysl, ze nigdy przedtem nie widziala królika w kamizelce ani królika z zegarkiem. Plonac z ciekawosci pobiegla na przelaj przez pole za Bialym Królikiem i zdazyla jeszcze spostrzec, ze znikl w sporej norze pod zywoplotem.
Wczolgala sie wiec za nim do króliczej nory nie myslac o tym, jak sie pózniej stamtad wydostanie.
Nora byla poczatkowo prosta niby tunel, po czym skrecala w dól tak nagle, ze Alicja nie mogla juz sie zatrzymac i runela w otwór przypominajacy wylot glebokiej studni.
Studnia byla widac tak gleboka, czy moze Alicja spadala tak wolno, ze miala dosc czasu, aby rozejrzec sie dokola i zastanowic nad tym, co sie dalej stanie. Przede wszystkim starala sie dojrzec dno studni, ale jak to zrobic w ciemnosciach? Zauwazyla jedynie, ze sciany nory zapelnione byly szafami i pólkami na ksiazki. Tu i ówdzie wisialy mapy i obrazki. Mijajac jedna z pólek Alicja zdazyla zdjac z niej slój z naklejka Marmolada pomaranczowa. Niestety byl on pusty. Alicja nie upuscila sloja, obawiajac sie, ze moze zabic nim kogos na dole. Postawila go po drodze na jednej z nizszych pólek.
„No, no - pomyslala - po tej przygodzie zaden upadek ze schodów nie zrobi juz na mnie wrazenia. W domu zdziwia sie, ze jestem taka dzielna. Nawet gdybym spadla z samego wierzcholka kamienicy, nie pisnelabym ani slówka”. Co do tego miala niewatpliwie racje).
W dól, w dól, wciaz w dól. Czy juz nigdy nie skonczy sie to spadanie?
- Ciekawa jestem, ile mil dotychczas przebylam - rzekla nagle Alicja. - Musze byc juz gdzies w poblizu srodka ziemi. Zaraz... zaraz... To bedzie, zdaje sie, okolo tysiaca mil. (Alicja uczyla sie wielu podobnych rzeczy w szkole. Nie byla to co prawda chwila na popisywanie sie wiedza, no i imponowac nie bylo komu. Uznala jednak, ze mala „powtórka” bywa czasami pozyteczna). „Tak, wydaje mi sie, ze to bedzie wlasnie tysiac mil. Ciekawe, pod jaka szerokoscia i dlugoscia geograficzna obecnie sie znajduje”. (Alicja nie imala najmniejszego pojecia, co oznacza „dlugosc” lub „szerokosc geograficzna”, ale slowa te wydaly jej sie dzwieczne i pelne madrosci).
Tymczasem rozmyslala dalej: „Chcialabym wiedziec, czy przelece cala ziemie na wylot. Jakie to bedzie smieszne, kiedy znajde sie naraz wsród ludzi chodzacych do góry nogami. Zapytam ich o nazwe kraju, do którego przybylam. „Przepraszam pania bardzo, czy to Nowa Zelandia, czy Australia?” (Tu Alicja usilowala dygnac, ale spróbujcie to zrobic w takich warunkach. Czy sadzicie, ze Wam sie to uda?) „I co oni sobie o mnie pomysla? Chyba ze jestem glupia. Nie, juz lepiej nie pytac. Moze zobacze gdzies jaki napis”.
W dól, w dól, wciaz w dól. Nie bylo nic do roboty, wiec Alicja zabawiala sie nadal rozmowa z sama soba: „Jacek bedzie tesknil za mna dzis wieczorem”. (Jacek byl to kot). „Mam nadzieje, ze w domu nie zapomna dac mu mleka na podwieczorek. Kochany, najdrozszy Jacku! Gdybym cie teraz miala przy sobie! Obawiam sie, co prawda, ze w powietrzu nie ma myszy, ale móglbys chwytac nietoperze, a gacki bardzo przypominaja myszy. Ale czy Jacek zjadlby gacka?” Tu Alicji zachcialo sie nagle spac i zaczela powtarzac na wpól sennie: „Czy Jacek zjadlby gacka? Czy Jacek zjadlby gacka?”, a czasami: „Czy gacek zjadlby Jacka?” Tak czy inaczej, nie umiala odpowiedziec na te pytania, bylo jej wiec wlasciwie wszystko jedno. Wreszcie poczula, ze zasypia. Snilo jej sie, ze jest na spacerze z Jackiem i ze mówi do niego bardzo groznie: „Powiedz mi teraz cala prawde, Jacku, czys ty kiedy zjadl nietoperza?” I nagle - tym razem juz na jawie - Alicja usiadla miekko na stosie chrustu i suchych lisci. Spadanie skonczylo sie.
Alicja nie potlukla sie ani troche i po chwili byla juz na nogach. Spojrzala w góre, lecz panowaly tam straszne ciemnosci. Przed nia ciagnal sie znowu dlugi korytarz. W dali spostrzegla pedzacego Bialego Królika. Nie bylo ani chwili do stracenia. Puscila sie wiec w pogon za Królikiem i przed jednym z zakretów korytarza uslyszala jego zdyszany glosik:
- O, na moje uszy i bokobrody, robi sie strasznie pózno! Byla juz zupelnie blisko, ale za zakretem Bialy Królik znikl w sposób niewytlumaczony. Alicja znalazla sie w podluznej, niskiej sali z dlugim rzedem lamp zwisajacych z sufitu.
Rozejrzala sie dokola i spostrzegla mnóstwo drzwi. Usilowala otworzyc kazde z nich po kolei, ale wszystkie byly zaryglowane. Zasmucona, odeszla wiec ku srodkowi sali, stracila bowiem nadzieje, ze sie kiedykolwiek stad wydostanie.
Nagle znalazla sie przed stolikiem na trzech nogach, zrobionym z grubego szkla. Na stoliku lezal malenki, zloty kluczyk. Alicja ucieszyla sie myslac, iz otwiera on jakies drzwi. Niestety. Czy zamki byly zbyt wielkie, czy kluczyk zbyt maly, dosc ze nie pasowal on nigdzie. Obchodzac sale po raz drugi, Alicja zauwazyla jednak cos, czego nie dostrzegla przedtem: zaslone, za która znajdowaly sie drzwi niespelna pólmetrowej wysokosci. Przymierzyla zloty kluczyk i przekonala sie z radoscia, ze pasuje.
Drzwiczki prowadzily do korytarzyka niewiele wiekszego od szczurzej nory. Alicja uklekla i przez korytarzyk ujrzala najpiekniejszy chyba na swiecie ogród. Jakze pragnela przechadzac sie tam wsród slicznych kwietników i orzezwiajacych wodotrysków! ale jak tu o tym marzyc, skoro nie potrafilaby wsunac przez norke nawet glowy. „A zreszta, gdyby nawet moja glowa dostala sie do ogrodu, nie na wiele by sie zdala bez ramion i reszty. Och, gdybym mogla zlozyc sie tak jak teleskop*. Moze bym nawet i umiala, ale jak sie do tego zabrac?” (Alicja bowiem doznala ostatnio tylu niezwyklych wrazen, ze nic nie wydawalo sie jej niemozliwe).
Dluzej stac pod drzwiczkami nie mialo sensu. Wrócila wiec do stolika z niejasnym przeczuciem, ze znajdzie na nim nowy kluczyk albo chociaz przepis na skladanie ludzi na wzór teleskopów. Tym razem na stoliku stala buteleczka(„Na pewno nie bylo jej tu przedtem” - pomyslala Alicja) z przytwierdzona do szyjki za pomoca nitki karteczka. Alicja przeczytala na niej pieknie wykaligrafowane slowa: Wypij mnie.
Latwo powiedziec „Wypij mnie”, ale nasza mala, madra Alicja bynajmniej sie do tego nie kwapila. „Zobacze najpierw - pomyslala - czy nie ma tam napisu: Uwaga - Trucizna. Czytala bowiem wiele uroczych opowiastek o dzieciach, które spalily sie, zostaly pozarte przez dzikie bestie lub doznaly innych przykrosci tylko dlatego, ze nie stosowaly sie do prostych nauk: na przyklad, ze rozpalonym do bialosci pogrzebaczem mozna sie oparzyc, gdy trzyma sie go zbyt dlugo w reku, albo ze gdy zaciac sie bardzo gleboko scyzorykiem, to palec krwawi. Alicja przypomniala sobie doskonale, ze picie z butelki opatrzonej napisem: „Uwaga - Trucizna rzadko komu wychodzi na zdrowie.
Ta buteleczka jednak nie miala napisu: Trucizna. Alicja zdecydowala sie wiec skosztowac plynu. Byl on bardzo smaczny mial jednoczesnie smak ciasta z wisniami, kremu, ananasa, pieczonego indyka, cukierka i buleczki z maslem), tak ze po chwili buteleczka zostala oprózniona.
- Cóz za dziwne uczucie - rzekla Alicja - skladam sie zupelnie jak teleskop.
Tak bylo naprawde. Alicja miala teraz tylko cwierc metra wzrostu i radowala sie na mysl o tym, ze wejdzie przez drzwiczki do najwspanialszego z ogrodów. Najpierw jednak odczekala pare minut, aby zobaczyc, czy sie juz nie bedzie dalej zmniejszala. Szczerze mówiac, obawiala sie troche tego. „Mogloby sie to skonczyc w taki sposób, ze stopnialabym zupelnie niczym swieczka. Ciekawe, jakbym wtedy wygladala”. Tu Alicja usilowala wyobrazic sobie, jak wyglada plomien zdmuchnietej swiecy, ale nie umiala przypomniec sobie takiego zjawiska.
Po chwili, gdy uznala, ze jej wzrost juz sie nie zmienia, postanowila pójsc natychmiast do ogrodu. Niestety. Kiedy biedna Alicja znalazla sie przy drzwiach, uprzytomnila sobie, ze zapomniala na stole kluczyka. Wrócila wiec, ale okazalo sie, ze jest zbyt mala, by dosiegnac klucza. Widziala go wyraznie poprzez szklo, chciala nawet wspiac sie po nogach stolika, ale byly zbyt sliskie. Kiedy przekonala sie, biedactwo, o bezskutecznosci swoich prób, usiadla na podlodze i zaczela rzewnie plakac.
„Dosc tego - powiedziala sobie po chwili surowym tonem - placz nic ci nie pomoze. Rozkazuje ci przestac natychmiast!” (Alicja udzielala sobie czesto takich dobrych rad - choc rzadko sie do nich stosowala - i czasami karcila sie tak ostro, ze konczylo sie to placzem. Raz nawet usilowala przeciagnac sie za uszy, aby ukarac sie za oszukiwanie w czasie partii krokieta, która rozgrywala przeciwko sobie - Alicja bardzo lubila udawac dwie osoby naraz. „Ale po cóz - pomyslala - udawac dwie osoby naraz, kiedy ledwie wystarczy mnie na jedna, godna szacunku osobe”).
Nagle zauwazyla pod stolikiem male, szklane pudeleczko. Otworzyla je i znalazla w srodku ciasteczko z napisem: Zjedz mnie, pieknie ulozonym z rodzynków.
- Dobrze, zjem to ciastko - rzekla Alicja. - Jesli przez to urosne, to dosiegne kluczyka, jesli zas jeszcze bardziej zmaleje, to bede mogla przedostac sie przez szpare w drzwiach. Tak czy owak, dostane sie do ogrodu, a reszta malo mnie obchodzi.
Odgryzla kawalek ciastka i czekala z niepokojem, trzymajac reke na czubku glowy, aby zbadac w ten sposób, czy rosnie czy tez maleje. Przekonala sie jednak ze zdziwieniem, ze jest nadal tego samego wzrostu. Co prawda zdarza sie to zwykle ludziom judzacych ciastka, ale Alicja przyzwyczaila sie tak bardzo do czarów i niezwyklosci, ze uwazala rzeczy normalne i zwykle - po prostu za glupie i nudne.
Jeszcze pare kesów - i po ciastku.